... a właściwie poniedziałek. Cały tydzień byłam w odwiedzinach u rodziny i moje włosy, raczyłam podstawową pielęgnacją. Delikatne mycie, balsam Green Pharmacy na kilka minut i zabezpieczenie olejkiem z babydream. Znudzona monotonią, postanowiłam zrobić coś innego i wykorzystać produkt którego dawno nie używałam. Ba, nawet taki który spisałam na straty. Mowa tu o odżywce Nivea Long Repair. Kupiłam ją jakiś czas temu i użyłam kilka razy. Przy każdym zastosowaniu, powodowała mega puch i po prostu ją odstawiłam. Doczekała się jednak powrotu :)
A działo się tak...
- W skalp olejek Green Pharmacy
- Mycie - dzisiaj postawiłam na odżywkę Mrs. Potters z aloesem, którą wykończyłam. Mam za to coś w zanadrzu x_x
- Czas na odżywianie! I tutaj wpadła Nivea Long Repair z dodatkiem oliwy z oliwek (ups). No jakoś mnie jeszcze nie przekonuje hydrolizowana keratyna, która jest w składzie, dlatego dla bezpieczeństwa dodałam emolientów.
- Joanna miód i cytryna BS + serum Marion na końcówki.
Jakie efekty? (Włosy myłam późno, więc zdjęcie z drugiego dnia)
A no takie, że całkiem fajne. Oczywiście włosy troszkę bardziej się rozprostowały, co pewnie było efektem protein. Mniej się puszyły, były miękkie i śliskie, tak że cały czas miałam ochotę się ... głaskać. Wszystko wskazuje, że to zasługa odżywki. Na pewno będę ją jeszcze testować w wersji solo, przy okazji typowego, tygodniowego mycia.
Miałyście, macie odżywkę Nivea Long Repair? Jak się u Was spisywała?